Autor Wątek: Ostrokrzew Life Paragwajski Retro [OLPR] (3. NUMER JUŻ JEST)  (Przeczytany 1619 razy)

Offline LifeRetro

  • Użytkownik
  • **
  • Wiadomości: 193
Ostrokrzew Life Paragwajski Retro [OLPR] (3. NUMER JUŻ JEST)
« dnia: Kwiecień 11, 2013, 15:46:44 »

Gaming’owe sześć-cześć w moim temacie!

Ostrokrzew Life Paragwajski Retro (w skrócie OLPR) to nazwa dla teczki poświęconej wszelkim osobistym wnioskom, rozterkom i opiniom yerbo-pijcy Life’a Retro! …



Spokojnie :) Przedstawię szybko i zwięźle formułę działania poniższym schematem:


Wynika zatem że temat ten opierać się będzie na mojej opinii i przemyśleniach o ogranym tytule w dość (czasem)  nie konwencjonalny sposób wylewania autostrady myśli pobudzonych przepływem pozytywnej energii wewnątrz mózgoczaszki.


Zaznaczam że wszelkie moje tutejsze obgadywanie i neutralne gawędzenie na temat gier, podsycone emocją,  nie nazywam i nie jest w istocie recenzją. Recenzje znajdziecie państwo na stronie głównej Gameboy Forever. Teczka z czasem zacznie się powiększać o tak zwane „rzuty”. Jeden „rzut” (część) będzie dotyczył jednego tytułu. Kolejne rzuty w miarę możliwości dostarczę jak najszybciej, jeszcze ciepłe. Życzę wszelkim czytelnikom przyjemnej lektury.




--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zdjęcia pochodzą ze strony www.neoseeker.com

Mam wrażenie że na temat tego tytułu przewinęło się przez Internet kilka tysięcy recenzji w najrozmaitszych językach. Nie mogę się temu dziwić, Super Mario World na SNES’a jest po prostu kapitalną, długą (jak na standardy konsoli), bardzo miodną, śliczną graficznie i muzycznie grą którą z całym szacunkiem po-le-cam każdemu prawdziwemu graczowi (fani Nintendo z pewnością już ograli dawno ten tytuł więc wiedzą o czym piszę).

Super Mario World jest dla wielu jedną z najlepszych gier (tak zwane top 5 lub top 3). Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Od pierwszych minut spędzonych z  tytułem zacząłem się uśmiechać, radować i wsiąkać w bajkowy świat gry. Poczułem się odrobinę jak małe dziecko które dostało do ogrania tytuł nadzwyczajny. Słowa jednak są znikomym przekaźnikiem doświadczenia. Tę grę po prostu trzeba samemu przeżyć!


Tytuł jest do cna przesiąknięty słodkimi kolorami (wylewają się one z ekranu ku naszej uciesze). Każdy poziom jest pomysłowo zbudowany. Nigdy nie możemy się nudzić. Mario to przedni gość :-) On nigdy się nie nudzi, trzeba mu to przyznać.


Świat gry jest bardzo duży (o czym informuje nas już sam tytuł). Przemierzamy najrozmaitsze krainy: góry, lasy, zatopione statki, lochy, nawiedzone domy i tak dalej. Zróżnicowanie jest wielkie, jednakże pewien schemat powtarza się co jakiś czas.


SMW jest grą stosunkowo łatwą (jak dla mnie). Warto jednak zaznaczyć że nie zawsze tytuł głaszcze nas po główce. Zdarzają się poziomy w których szybko osiwiejemy, dostaniemy nerwicy i będziemy trzęśli rękoma jak po 4 dużych kubkach kawy. Spójrzmy na to z drugiej strony – przejście trudnych momentów daje masę radości i gaming’owej dumy. Jeżeli jeszcze nie graliście w SMW – polecam wypić odrobinę Illex Paraguayensis przed rozpoczęciem beat’owania siódmego zamku :-) Przynajmniej kilkanaście razy wasz hydraulik przypali tam sobie tyłek (hi hi).


Super Mario World to również wybitna ścieżka dźwiękowa. Melodie świetnie wpasowują się do klimatu gry. Na szczególną uwagę zasługuje psychodeliczny utwór z Ghost House’ów oraz melodia w Forest of Illusion. Powiadam wam – wiele z utworów będzie (po zakończeniu gry) was „prześladować”.

Mam wrażenie że o tak wspaniałym tytule można pisać bez końca. Jednak gdybym tylko pisał, nie miałbym czasu na najważniejsze – grę! Polecam każdemu ten ociekający klimatem Nintendo tytuł. Must have, nic więcej dodawać nie muszę i nie chcę. Kupować/pożyczać – grać!


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zdjęcia pochodzą z serwisu videogamecritic.com

Contra to tytuł którego specjalnie przedstawiać nie trzeba i nie wypada bowiem każdy szanujący się gracz musiał choć raz zagrać w tę pozycję. Grając stracisz też przynajmniej 150 razy gaming’owe życie nim dobrniesz do ostatniego bossa.

Jeżeli macie możliwość grać w Contrę innym padem niż oryginalnym z NES’a, ostrzegam przed używaniem gałki analogowej… Gra GA przypomina jazdę po pijaku z domieszką red bull’a : niby jest zręczność i dynamika ruchu, jednak w naszą rozgrywkę wcina się pewna dawka chaosu i nieprzewidywalności. Takowa może wprowadzić w tonę frustracji. Na szczęście obcujemy z Contrą, przy tym tytule nie można się nie uśmiechać :) …



Chłopacy z Konami byli wyraźnie zainspirowani filmem Predator /Komando (lub połączenie tych dwóch). Cała Contra aż kipi wybuchami, grubymi gnatami i trzaskaniem amunicją w (na przykład) kaski bezmózgich wrogów. Przechodząc przez kolejne etapy gry możemy poczuć się jak prawdziwy 8-bitowy komandos. Naszemu bohaterowi  przyświeca tylko jeden cel: zniszczyć, pomścić, skrócić o głowę każdego, wszędzie, w możliwie najbardziej eksplozyjny sposób.

Contra zawiera tylko jeden poziom trudności:  f*%*#^hell%$one!
Jeżeli z jakiegoś powodu nie miałeś przyjemności wgłębić się w świat Contry, miej na uwadze jej temperament. To gra dla spoconych twardzieli z przerostem testosteronu przy padzie.

Wypada również napisać o muzyce. Jest świetna, to znaczy oddaje doskonale wybuchowy, energiczny klimat naszpikowanej niebezpieczeństwem misji. Panowie z Konami odwalili kawał świetnej roboty. Melodie z Contry są po prostu legendarne. Ich najrozmaitsze wersje znajdziemy w Internecie. Jest czego słuchać. Soundtrack godny uwagi i przypomnienia.

Contra to również pomysłowość wykonania. Gdyby znudziło nam się przemierzanie wypchanej niebezpieczeństwem wyspy z widoku typowego dla platformówki, Konami serwuje nam (pseudo) widok TPP! W praktyce prezentuje się to świetnie. Od czasu do czasu przebijamy się przez kolejne „warstwy” wewnątrz zmechanizowanych kompleksów, obserwując przy tym akcję zza pleców naszego bojowego Schwarzenegger’a.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Z wielką ciekawością oczekiwałem na okazję zanurzenia się w świecie fantazji i pięknej 8-bitowej melodii Japończyków. Pierwsze momenty z tytułem obiecują oryginalność, dobrą ścieżkę dźwiękową oraz niewyczerpany zasób wymyślnych przeciwników…

Kilka słów o przeciwnikach w Trip World. Z pozoru zachwycony ich ilością, po dwóch kwadransach spędzonych z grą zacząłem mieć mieszane uczucia. Mam wrażenie że designer Sunsoft’u bawił się swoim ołówkiem w studiu i nie przewidział efektu wpompowania w grę zbyt różnorodnej ilości oponentów. Grając w Trip World miałem wrażenie że obserwuję nieustające przechwalanie się wyobraźnią. To trochę jak smaczne danie które z tolerancją jemy będąc non stop „zadziwiani” różnorodnym, zmiennym doznaniem smakowym. Chłopaki z Sunsoft’u nie do końca wiedzieli co chcą osiągnąć.



Muzyka w Trip World jest ciekawa. Melodie przyjemnie łaskoczą nasze ucho, szczególnie nuta z „menu”. Nie liczmy jednak na symfonie i eargasm podobny do Oracle of Seasons. To nie ten level jakości.

Historia tytułu nie zaskakuje. Nic nie szkodzi. Większość gier na Game Boy’a nie posiada wybitnie rozbudowanego story. Pewnego razu, Trip World urodziło czarną owcę która „przejmuje” w wygranym pojedynku stanowisko główno dowodzącego światem. Jest też naszym worst-ultimate-enemy.

Jednym z najciekawszych elementów TW jest symbol kwiatu. Może on mieć różne znaczenie. Z jednej strony przedstawia spokój, harmonię i zjednoczenie. Z drugiej, można odważyć się przyrównać kwiat to wegetacji, stagnacji i nieświadomego istnienia bez ingerencji rozumu i inteligencji. Nie jest jasne czy nasz główny bohater usypia szaleństwo i dysharmonię stworzeń zamieszkujących TW „sadząc” im na głowie wyżej wymienioną bylinkę.



Trip World to gra dziwna. Z jednej strony niesamowicie oryginalna i zaskakująca, tajemnicza. Z drugiej odnoszę wrażenie że miałem przyjemność grać w poligon doświadczalny by Sunsoft. Gra nie dorasta do pięt Gimmick’owi który jest klasą samą w sobie na każdej płaszczyźnie odbioru. TW to fajny tytuł ale najwyraźniej zbyt dużo od niego oczekiwałem po legendarnym (dla mnie) The Gimmick!
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 21, 2013, 16:04:22 wysłana przez LifeRetro »