Fire Emblem: Fuuin no Tsurugi (Sword of Seals) (GBA)Fire Emblem: Fuuin no Tsurugi to 6 odsłona serii Fire Emblem i pierwsza część trylogii wydanej na GBA. Niestety gra nie została wydana na zachodzie i przez spory okres cieszyć się nią mogli tylko Japończycy. Całe szczęście ktoś stanął na wysokości zadania i przetłumaczył Fire Emblem 6 praktycznie w 100% (na ang. oczywiście).
O grze dowiedziałem się przez przypadek oglądając krótki filmik stworzony przez Nintendo, przed wydaniem Fire Emblem na DS (można go znaleźć na YT wpisując Fire Emblem History). Bardzo zaciekawiło mnie to, że grafika bardzo przypominała tą z Fire Emblem 7 (Blazing Sword), więc zrobiłem mały research w necie i bach... znalazłem patcha z tłumaczeniem. Na początku trochę sceptycznie podchodziłem do nowo-odkrytej gry, ale wystarczyło 15min. grania żeby stwierdzić, że jest to pozycja obowiązkowa. Oczywiście żeby sprawiedliwości stało się zadość kupiłem na eBay kartridż :)
Kolejne dni (i miesiące) upływały na zmaganiu się z przeciwnikiem w trybie Normal, który jak się później okazało jest tak trudny jak Hard Mode w FE7. Japońska gra i wszystko jasne. Na początku trochę się przestraszyłem, że nie przejdę nawet połowy gry, ale nie taki wilk straszny jak go malują i tytuł w końcu rozpracowałem. Dało mi to ogromną satysfakcję, zwłaszcza epicka finałowa walka i zakończenie, które trwało chyba 15min (?!), prawdziwa nagroda. Nie mogłem się tylko pogodzić w faktem, że to już koniec..., że muszę się rozstać z moimi ulubieńcami (Ray, Shin, Rutger...). Wprawdzie dostajemy później możliwość gry na tzw. Trial Maps (takie pojedyncze misje, które można rozegrać bohaterami z wybranego save), ale to jednak nie to samo. Całe szczęście gra oferuje OGROMNE replayability, bo poza wspomnianymi trail maps dostajemy tez możliwość rozpoczęcia zabawy w trybie Hard Mode i możliwość wybrania podczas kampanii alternatywnej ścieżki (6 nowych map). Nie pozostało mi nic innego jak wcisnąć
START.
W tym miejscu poproszę o chwilę ciszy i proszę się nie śmiać :) No więc, w trybie Hard Mode pierwszą misje przechodziłem... 2 godziny (?!) Tak tak proszę państwa, to jest prawdziwy japoński HARD MODE, nie jakieś zachodnie pierdu pierdu (patrz FE8), które ma sprawić, że gracz poczuje się lepiej. Tutaj przegrana to norma i nie można się z jej powodu obrażać, ale po prostu trzeba się uczyć, zdobywać exp. nie tylko bohaterami, ale też w swoimi mózgu ;D Jak przeszedłem pierwszy chapter to czułem jak mi 1Lv. Up w głowie przeskoczyło ;D
Po bolesnym początku było już coraz lepiej. Były jeszcze momenty grozy (np. chapter 7, o matko), ale ogólnie czułem, że zaczynam lepiej rozumieć mechanikę gry. W trybie normal było to niemożliwe, bo tam można grać nie korzystając z Support i nie zwracając szczególnej uwagi na statystyki. W Hard Mode to wyższa liga, tutaj wszystko jest istotne i jeśli nie podejdziemy do przygody na poważnie to prędzej czy później zbierzemy takie lapsy, że spadnie nam morale do 0 :) Oczywiście gra potrafi nam sporo wybaczyć serwując nam co jakiś czas jednostki tzw. Pre-Promo (już wypromowane i podbite do przyzwoitych statystyk), ale nie ma to jak przejść FE6 wybranymi przez siebie postaciami. Hard Mode ukończyłem parę dni temu i wyobraźcie sobie, że jeszcze nie mam dość tej gry. Na razie zrobiłem sobie przerwę, ale planuje w przyszłości jeszcze raz zagrać w HM, ale innymi bohaterami.
Tak poza tym to gra ma przepiękną pixel-artowa grafikę, cudną muzę, miażdżący klimat i gameplay wywalony w kosmos. Jeśli lubicie jRPG i AW to FE6 jest genialnym połączeniem tych gier.
Aha... pragnę jeszcze dodać, że grałem przed FE6 w FE7 i uważam, że projekt map w FE6 zmiata te z FE7 na starcie. Czemu? Ano z jednego powodu. Wielkość! Mapy w FE6 są duże, nawet bardzo. W FE7 to takie popierdułki, na których nie można za bardzo rozwinąć skrzydeł. FE7 grałem tylko raz (mam zamiar je przemaglować na wszystkie możliwe sposoby w najbliższym czasie), ale z tego co pamiętam to nie było tam takich epickich batalii jak w FE6.
Ocenę obniżam o 0.5 za brak oficjalnego wydania na zachodzie i parę malutki niedociągnięć.
Ocena: 9.5/10
Jednym zdaniem: Prawdziwy ukryty rodzynek wśród gier na GBA.