Piractwo jest złe i kropka. Jednak czasem ciężko określić co podpada pod ten termin, a co nie. Tak jak nie ma problemu z oceną czy gra "bazarowa" dzień po premierze, gdy oryginał jest droższy ale łatwo dostępny jest naruszeniem praw autorskich, tak już np. ogranie gry pożyczonej jest wątpliwe, gdyż i przy zakupie gry "bazarowej", jak i grze pożyczonej twórcy na nas nie zarabiają. Efekt ten sam, dwie różne oceny moralne.
Ale ad meritum, repro carty są zjawiskiem marginalnym, więc czy ktoś skorzysta z tej opcji czy nie zależy od jego oceny moralnej. Twórcy gier i tak już na tych grach nie zarabiają (chyba, że weźmie się pod uwagę Virtual Console). Poza tym w moim odczuciu repro carty są czymś pośrednim między legalną grą, a jawnym piratem. Fizyczny nośnik jest jak najbardziej oryginalny, zmieniona jest jedynie niematerialna informacja zapisana na nośniku.
Hardcore'wy kolekcjoner nawet nie spojrzy na takie zjawisko, natomiast ktoś kto jest tylko zainteresowany ograniem tytułu na właściwym sprzęcie może się na coś takiego zdecydować, osoby, które chcą TYLKO przejść dany tytuł i tak sięgną po emulator z ROMem.
Edit
Jeszcze jedna sprawa, sądzę, że jeśli ktoś zmienia sobie informację na własnym legalnie kupionym kartrydżu dla siebie i nie czerpie z tego korzyści majątkowych to nie powinno się takiej osoby potępiać, w końcu jest właścicielem danego kawałka plastiku i elektroniki. Np: kupuję Pokemony Red w wersji niemieckojęzycznej i wgrywam na ten cart grę Pokemon Red ENG. czy to już piractwo?
Zaczynając ten wątek chciałem poznać wasze zdanie na ten temat, gdyż po przemyśleniu sprawy nie byłem pewien czy ten proceder nazwać już piractwem, czy tylko hobbystycznym grzebaniem w "bebechach". Dzięki wam trochę sobie rozjaśniłem własny pogląd na tę sprawę. Dzięki :)