To już chyba prywatna sprawa twórców, nie wydawcy (choć na podanej przez Ciebie liście są też tytuły Nintendo vide Super Mario Bros.). Analogicznie sprawa wygląda z wszelkimi stronami, których pełno na sieci, gdzie można grać online we wszystkie wydane romy z GB/GBC/GBA. Kiedyś wrzucali po prostu romy do pobrania, dziś można już grać w przeglądarce. Ogółem jestem pewien, że gdyby chcieli byliby w stanie usunąć takie treści błyskawicznie (a już w przeciągu kilku miesięcy na pewno). Wystarczyłoby przeznaczyć 0,01% dochodów na walkę w przejawami piractwa wartości intelektualnych w sieci i wszystko by poznikało. Ale nie robią tego, pytanie dlaczego? Dla mnie odpowiedź jest prosta, bo nie chcą - i dalej - bo mają w tym interes. Jaki? Jedyne co nasuwa mi się to - marketing. Część z tych serii jest kontynuowana, więc jest to pewien sposób implementacji free-to-play, w celu zachęcenia do sięgnięcia po nowsze inkantacje serii. Może nawet ktoś z góry umyślnie wrzuca takie treści, ale tu wkraczamy już na grunt teorii spiskowych. Tak jak już było powiedziane - nie osiągają już zysku ze sprzedaży tych części serii. Mało tego, większe straty przynosi sprzedaż fizycznych wersji na rynku wtórnym, gdyż odwodzi od zakupu np. wersji elektronicznych na eshop itd. W ten sposób pieniądze krążą między użytkownikami, w żaden sposób nie trafiając do koncernu. Ale o tym się nie mówi wśród obrońców legalnych źródeł, bo to przecież nie ma wpływu. Najgorsze jest piractwo i należy je zlinczować ;)
W tym miejscu pewnie narażę się rycerzom na białych koniach, ale uważam, że piractwo ma w jakimś tam stopniu pozytywny wpływ na przychody producenta zarówno hardware'u jak i software'u. Wystarczy spojrzeć w przeszłość, jakim powodzeniem cieszył się Nintendo DS, a jakim jego następca 3DS. DS - 154 mln. 3DS - mimo druzgocącego zwycięstwa nad PS Vitą i genialnej biblioteki tytułów - 58 mln. Dlaczego DS sprzedał się 3 razy lepiej? Może dlatego, że piractwo na DS było tak proste, że nie wymagało żadnej wiedzy? Automaty z R4 stały na ulicach, a ludzie stawali w kolejkach niczym po puszki Coli. Obejście zabezpieczeń było dziecinnie proste, a mnogość flashcartów i teamów pracujących nad łamaniem zabezpieczeń - ogromna. Nagrywarki były też bardzo tanie. Z kolei na 3DS mamy do czynienia ze zgoła odmienną sytuacją. Na rynku istnieje tylko kilka programatorów pozwalających na cieszenie się grami na 3DS w dodatkowo bardzo wysokich cenach (wręcz nieopłacalnych). Od niedawna istnieje też możliwość obejścia zabezpieczeń exploitami, lecz wymaga to posiadania starszej wersji oprogramowania i o wiele większej wiedzy aniżeli w przypadku starego DS'a.
Ktoś może powiedzieć, że nie mam racji, że to bardziej wina ekspansji smartfonów i darmowych gier pokroju tych przywołanych przez Ostrego na początku tematu. Że piractwo przeniosło się na telefony. Najpewniej jest w tym trochę racji. Lecz zapytam, czy w 2010 roku nie było telefonów i smartfonów? Były. Czy były wcześniej? Były. Doskonale pamiętam jak przewidywano rychłą śmierć konsol DS i PSP. Co nie przeszkodziło im sprzedać się absolutnie rewelacyjnie. Dziwnym zbiegiem okoliczności obie konsole były spiracone w stopniu gargantuicznym.
Ktoś powie - piractwo = olbrzymie straty finansowe dla producentów. Sami odpowiedzcie sobie na pytanie czy lepiej sprzedać 100 mln konsol więcej czy mniej. I jaki z tego jest zysk, względem "MEGA lukratywnego, niezłamanego 3DS'a". Doskonale zdaję sobie sprawę, że koncern nie może wprost nawoływać do piractwa i opinia publiczna musi być przekonana, iż jest to działanie niedozwolone. Ale uważam, że w przypadku 3DS'a mocno przesadzili z zabezpieczeniami, co odbiło się czkawką na wynikach sprzedaży hardware'u.