Znaleźć jakąkolwiek pracę jest łatwo, problem polega na tym, że określonych zawodów ludzie się nie tykają z zasady. Bo wstyd, bo nie będą robili za takie pieniądze itp. Co najwyżej można stwierdzić, że z reguły nie ma pracy, o jakiej byśmy marzyli. Pula zawodów deficytowych tylko się zwiększa, brakuje przedstawicieli handlowych, księgowych. Ale ludzie wolą siedzieć na zasiłku niż robić za 1500. To bezrobotni z wyboru, nie z przymusu.
Sama idea studiowania moim zdaniem powinna być wolna od tego sztucznego podziału na kierunki przydatne w dalszej karierze i nieprzydatne. Sama ta klasyfikacja jest bez sensu. Studiowanie powinno się opierać na rozwijaniu naszych zainteresowań, zgłębianiu wiedzy, dziedzin, które nas pasjonują. Sam chciałbym trochę rozwinąć umiejętności na jakimś dziennikarstwie czy nie wiem historii elektronicznej rozrywki, filmu? Filozofia też nie byłaby głupia. Próba racjonalizacji wyboru kierunku studiów jest co najwyżej naiwna żeby nie powiedzieć... dziecinna. Oprócz tego równolegle należałoby uruchomić tryb szkolenia zawodowego przygotowującego do określonej pracy. I wszystko wskazuje na to, że w przyszłości tak będzie.