Odświeżę :) Jako, że jeszcze się tu nie wypowiadałem, a zbliżają się kolonie, to przypomina mi się sytuacja z zeszłego roku:
Osiem osób w przedziale w pociągu, jeden niesłyszący, jedna osoba z zespołem Downa, ciasno, coś koło północy, wszyscy śpią, a ja jak nerd siedzę przy oknie z latarką w gębie i próbuję sobie oświetlić ekran GBA klasycznego podczas gry w Game & Watch Gallery Advance. Minigierka: "Chef", słuchawki na uszach, żeby było słychać, co się dzieje. Co ciekawe, padł rekord, który i tak później pobiłem. Najtrudniejsze w tym wszystkim było dostrzegnięcie fruwającej żywności :D Ale mimo to, dało się pograć!
Game Boy to jednak najlepsza maszynka przenośna na świecie. Nie wyobrażam sobie takiej akcji na 3DS'ie, z "Chef'em" pobranym z eShop'u czy na jakimś emu, podczas gdy ręce mi odpadają od jej ciężaru i jej wpijających się krawędzi. No i jeszcze na najniższym stopniu podświetlenia, żeby mi do tego nie wypaliło oczu od kontrastu. Do tego głośno klikające klawisze zdolne zbudzić całą zgraję zamiast cichych, miękkich analogów. Oczywiście, nie trzeba wspominać o rozładowanej w 1/4 drogi baterii. GBA jest przecież świetnie mobilny między innymi dzięki bateriom-paluszkom, które można bezpiecznie zmienić po nabiciu highscore'a. W przypadku GBA SP aż takiego problemu jeszcze nie ma, tam bateria wytrzyma te 10 godzin grania. Niestety, nowsze kieszonsolki są tak naprawdę stworzone to gry w domu.