Skoro kilka osób wyraziło swoją opinię, czas teraz na parę słów od założyciela zacnego tematu - czyli ode mnie. Powiem tak, Game Boy Color był moją pierwszą prawdziwą, kupioną za ciężko odkładane pieniądze konsolą. Spędziłem przy nim setki godzin, a baterie alkaliczne były kupowane praktycznie co tydzień. GBC nie miał przez pewien okres wytchnienia - w połączeniu ze srebrnymi Pokemonami doskonale zajmował mi wolny od nauki czas. Konsolkę mam do dzisiaj we wręcz idealnym stanie w kolorze turkusowym razem z pudełkiem i starą gwarancją z Robsona. Po paru latach od jej nabycia postanowiłem jeszcze raz dać szansę Panu Kolorowemu, dokupując Warioland 3 w pudełku. Sentyment znów wziął górę, a ja, jak w 2003 roku, spędzałem dziesiątki godzin trzymając w dłoni zielonkawe maleństwo. Kilka miesięcy temu postanowiłem powrócić do świata handheldów od Nintendo, o czym pewnie wiecie doskonale. Wiecie też, że w kolekcji posiadam programator EZ Flash IV. Na początku chciałem zobaczyć, co tak naprawdę przez lata mnie ominęło - chciałem od podszewki poznać każdy lepszy tytuł na GBA. Niestety! Praktycznie żaden nie przyciągnął mnie na długo. Niektórzy już zarzucą mi w tej chwili, że to wina grania nie na oryginalnym karcie, a pirackiej nagrywarce. A ja powiem od razu, że to nie tak. Dla przykładu, wrzuciłem na kartę pamięci Super Mario Bros. Deluxe z GBC. I cóż - nie mogę się od owej gry oderwać! W tej chwili męczę się z przedostatnią planszą (8-3) i pomimo ciągłych niepowodzeń, cały czas czuję radość, jaka wzbudza we mnie ta dwunastoletnia pozycja.
Na początku mojej podróży w świat handheldów od firmy Hydraulika, kiedy to nie miałem wielu pozycji na GBC, z ogromnym zainteresowaniem oglądałem moje pudełko od GBC. Na jego odwrocie były screeny z trzech gier - Warioland II, Donkey Kong Jr oraz SMB DX. Zawsze marzyłem o zagraniu chociaż w jedną. Teraz te marzenia się spełniły. I śmiało mogę powiedzieć, iż gry na Colora są jakieś takie... magiczne. Stanowią swojego rodzaju połączenie prawdziwego klimatu retro (z GB Mono) z czasami bliższymi każdemu z nas, kiedy na rynku szalał starszy brat, Game Boy Advance. Z jednej strony dobra grafika, która owszem, nie zabija nikogo swoją jakością, ale ma... no właśnie, to coś. Klimacik? Można to tak nazwać, choć i tak nie mogę w tej chwili dobrać odpowiedniego słowa. Po drugiej stronie stoi dbałość o szczegóły w wielu pozycjach, doskonałe dobranie elementów takich, jak długi czas gry, mechanika zabawy. Słowem - wszystko to, co pamiętamy z wręcz idealnych, acz obecnie niezbyt pięknych graficznie tytułów na Pegazusa. Zabawa, jaka z nich płynęła, jest nie do zapomnienia. I nawet więcej, bo mogę (mogłem) zagrać w każdą grę w dowolnym miejscu na Ziemi, wystarczyły tylko pełne kieszenie Duracellów. Nie jestem (znowu forma przeszła - byłem) uwiązany do dwudziestojednocalowego telewizora.
Grając w 2005/6/7 roku na GBA nie czułem kompletnie tego... klimatu? Tylko Advance Wars przyciągnął mnie na dłużej. Miał w sobie magnes, tak wielki jak obecny na amerykańskich złomowiskach samochodowych. Za każdym razem, gdy spojrzałem na fioletowego Edwensa, musiałem choć ujrzeć menu główne, a nawet rozpocząć krótką potyczkę z wojskami wrogiego CO. Był to jedyny wyjątek, który sobie przypominam pisząc te słowa.
Statystyki sprzedaży pokazują, że to jednak GBA znalazł większą liczbę nabywców, trafił do większej ilości domów. Mimo tego faktu, osobiście preferuję GBC. Pomijając gry - jest to konstrukcja prawie że idealna. Świetnie trzyma się ją w rękach, waży odpowiednio dużo... Jedyne minusy to brak cyfrowych przycisków (których nieobecność jakoś wcześniej mi nie przeszkadzała, jednak po bliższym zapoznaniu się z GBA SP doceniłem ten patent należycie) oraz podświetlenia ekranu, który tak czy inaczej wyświetla wszystkie kolory bardzo dobrze, lepiej niż w pierwszym GBA.
Podsumowując osobom, którym nie chciało się czytać tak dużej ilości tekstu (co pewnie u paru forumowiczów miało miejsce - sądząc z ostatnio opublikowanego sondażu ponad połowa Polaków nie czyta w ogóle) - jestem za GBC. Fajnie mi się gra na jego starszych braciach, doceniam fakt ogromnego rozwoju sceny - masa emulatorów, programów przyprawia o ból głowy - lecz w ostatecznym rozrachunku wolę GBC. Koniec.