Ogólny > Ogólny

Gry, które ukończyliśmy

<< < (2/6) > >>

Przemek_07:
Kirby's Dream Land [GB]


(1992)

Polecę dzisiaj klasyką. Tak. Zebrałem się w końcu i podszedłem drugi raz do tego tytułu. Mimo iż gra jest w mojej kolekcji już z pół roku i od początku posiadania (a nawet wcześniej) chciałem ją ukończyć to zabierałem się za to tylko dwa razy. Po raz pierwszy, dawno temu, doszedłem do końcowego bossa i ... nie wiedziałem jak go pokonać. Sięgnąłem więc do niezawodnego sposobu jakim było wpisanie w wyszukiwarce youtube: "Kirby last boss gb" i po upływie dwóch minut już wiedziałem jak skubańca podejść. Szkoda, że do gry nie chciało mi się już wrócić. Zadaje sobie dziś pytanie <dlaczego?> Przecież platformówka z małym, kulkowatym, przeuroczym, prześlicznym, przemisiowatym... no właśnie. Czym my tak wogóle sterujemy? Z zresztą kogo to obchodzi kim tak na prawdę jest Kirby. Jest szczytem wyobraźni jakiegoś zakręconego, japońskiego programisty. Ważne jednak, że jest, że potrafi latać i wciągać wrogów niczym odkurzacz Amica z lat świetności firmy.

Do przejścia mamy cztery światy. Leśną polanę, Zamek, Tropikalną wyspę i Poziom w chmurach. Po każdym poziomie czeka nas walka z bossem, który nie jest jakoś specjalnie wymagający. Na każdego jest sposób i gra pokazuje nam go jak na tacy. Na koniec czeka nas walka z ostatnim głównym rywalem. Zanim jednak do niej dojdzie będziemy musieli jeszcze raz przebrnąć czterech znanych nam już adwersarzy. I tu można mieć pewne zastrzeżenia do twórców gdyż zabieg taki ewidentnie wskazuje na ich lenistwo i bijącą w oczy wtórność. Czy zamiast tych ponownych starć nie mogliśmy dostać choć jednego poziomu więcej? Z pewnością podniosłoby to żywotność Kirby'ego jak i końcową ocenę w wielu recenzjach.

Wspomniałem o trudnościach bossów. Niestety nie tylko oni nie grzeszą trudnością. Gra jest prosta i krótka. Śmiało brniemy na przód wciągając z łatwością wrogów do swej paszczy i nadymajac się niczym balon pokonujemy co bardziej złożone przeszkody. W razie jakiś zgrzytów czy trudności po drodze uratują nas dwie kontynuacje a po wprawieniu całość spokojnie można ukończyć w 15-20min. Jest to więc gierka w sam raz na krótkie posiedzenia w toalecie. Oczywiście nie musi być to do końca jej wadą a miodność płynąca z niezmąconej złością wynikającą z po raz n-ty próbą przejścia jakiegoś etapu rozgrywki w pełni to wynagradza.

Gra ma jakąś fabułę ale kto by się w nią wogóle zagłębiał. Nie o to tutaj chodzi. Gracz ma wejść w ten świat, zrobić swoje (czytaj: wyciągnąć z rozgrywki 110 procent przyjemności) a po wyłączeniu konsoli jeszcze długo być tym wszystkim oczarowany. Według mnie panom z Hal Laboratory Inc. udało się w pełni osiągnąć ten cel. I pamiętaj: "No big hair, no big muscles, no weapons, Nothing. All Kirby's got is Appetite. ;)

PLUSY: "+"
-bardzo przyjemna rozgrywka
-grafika i dźwięk
-nietuzinkowy bohater i jego umiejętności

MINUSY: "-"
-za krótka
-zbyt łatwa

Moja końcowa ocena: 8/10
Jednym zdaniem: Jeśli posiadasz Game Boya i jeszcze nie grałeś w KDL to wstydź się ;)

GBM_Fan:
TMNT - Teenage Mutant Ninja Turtles (GBA)



Wczoraj ukończyłem TMNT na GBA. Bardzo dobra gra, chyba najlepszy beat 'em up na Advance. Oprawa graficzna i udźwiękowienie stoją na bardzo wysokim poziomie. Wrażenie robią płynne ruchy naszych zielonych wojowników jak i pixelartowa budowa leveli. Muzyka nie jest wtórna i nawet po paru godzinach zabawy nie meczy. Gameplay stoi na wysokim poziomie, ale po dłuższym graniu mamy wrażenie, że czegoś tu zabrakło. Tak jakby twórcy pod koniec produkcji trochę przyspieszyli prace nad grą i nie przyłożyli się do niektórych rozwiązań (np. motywu ze sklepami). Dziwne jest też, że najtrudniejszy jest pierwszy level :) Później jest już z górki. Grałem w trybie Normal i TMNT ukończyłem stosunkowo szybko (około 4h) co też do plusów się nie zalicza. Całe szczęście jest tryb Hard i tutaj sytuacja bardzo się poprawia. W zasadzie najlepiej zacząć od tego poziomu trudności. Grę wydłuża możliwość zbierania trofeów. Zdobycie niektórych z nich jest niezłym wyzwaniem i często w tym celu wymagane jest powtarzanie ukończonych już leveli (wysokie replayability). Całość sprawa wrażenie produkcji dopracowanej i co najważniejsze rozgrywka wciąga. TMNT może być hitem lub średniakiem, w zależności od preferencji gracza. U mnie jest tak pomiędzy ;) Czyli solidna gra i tyle.

Ocena: 7.5/10
Jednym zdaniem: IMHO najlepszy beat 'em up na GBA.

Mała uwaga. Na GBA pojawiły się dwie gry zatytułowane TMNT.
Wersja wydana w 2003 to taki totalny średniak (LINK). 
Wersja z 2007 to ta opisana przeze mnie wyżej (LINK). Zdecydowanie lepsza.

Przemek_07:
DONKEY KONG LAND III [GB/GBC]


(1997)

Po raz kolejny przyszła pora na coś z klasyki ;) Zabrałem się za trylogię Donkey Konga ze stajni RAREWARE na klasycznego Game Boya. Co prawda od tyłu bo od III części ale zawsze:) W grze wcielamy się w uroczą, blond-długowłosą piękność Dixie Kong (żeńską odpowiedniczkę Diddy Konga) i jej krewnego Kiddy Kong - małpopodobnego, milutkiego stworka obdarzonego dużą siłą. Do pokonania mamy sześć światów a każdy z nich podzielony jest na zróżnicowane poziomy. Nie muszę chyba dodawać, że po każdym takim świecie czeka na nas walka z bossem, który po obadaniu taktyki i dzięki zwinnym palcom trudny nie jest. Naszym celem jest dotarcie do finałowego adwersarza King K. Rool'a który ukradł 6 zegarów. Naszym celem jest oczywiście rozprawienie się z łotrem i odzyskanie czasomierzy.  Każdy z dwóch bohaterów ma swoje wady i zalety. Tworzą oni zgrany duet i w niektórych momentach muszą się nawzajem wspierać w myśl starej zasady "gdzie diabeł nie może tam babe pośle". I tak Dixie dzięki swojej bujnej kitce może na chwilę zawisnąć w powietrzu i powoli opadając tzw. lotem ślizgowym pokonywać znaczne odległości co jest, w niektórych momentach kluczowe do przejścia jakiegoś etapu. Małpka jest także zwinna, szybka i lekka. Kiddy natomiast jest powolny i ociężały, jednak dzięki temu żaden wróg mu niestraszny. Do naszej dyspozycji oddano także cztery inne grywalne postacie: papugę, pająka, słonia i rekina. Zapewne mają oni swoje imiona jednak kto by na nie zwracał uwagę. Ważne, że są mega-grywalne a rozwałka nimi to czysta przyjemność.

Wspomniałem o wrogach. A tych ci w grze dostatek. Od wszelkiej maści krokodyli (małych, dużych, chudych, etc.) poprzez szczury, skaczące jaszczurki a na biegających beczkach skończywszy.
Każdy etap można podzielić na dwie części. Mniej więcej po środku znajduje się checkpoint, po którego zaliczeniu w razie ewentualnego niepowodzenia nie musimy zaczynać levelu od początku. W każdym etapie musimy także znaleźć dwa bonusy (proste minigierki typu zbierz wszystkie gwiazdki czy zbij wszystkich wrogów w wyznaczonym czasie). Oraz zebrać jeden Donkey Coin pilnowany przez rycerza. Dlaczego to takie istotne? Ano dlatego, że bez zebrania określonej liczby takich monet nie otworzy nam się wejście do ostatniego świata i końcowego bossa. I tu dochodzimy do najbardziej wrustrującego elementu rozgrywki. Bonusy w niektórych levelach są poukrywane na amen. Dzisiaj jest youtube i wbicie 100% nie stanowi żadnego problemu ale wyobrażam sobie wrustrację tych, którzy w latach 90-ątych próbowali przejść tą grę. Kto tego dokonał mógł siebie nazywać i kazać do siebie mówić "per hardkor" i nie chodzi tu oczywiście o poziom trudności lecz o wcześniej wspomniane poukrywanie bonusów. Przyznam, że przechodząc grę za pierwszym razem owej frustracji doświadczyłem na własnej skórze gdy pod koniec gry przed finałowym światem zobaczyłem na ekranie mojego GB tekst w stylu: "Sorry, you don't have a enough bonus coins to enter last world". Skąd ja mogłem do k**** o tym wcześniej wiedzieć??? Odrzuciłem kartridż z grą w kąt by po roku do niej powrócić i z youtubowskim poradnikiem wreszcie ją ukończyć. Co zresztą na 100 procent dziś wykonałem. Czas na liczniku 5:31 h uważam za dobry wynik;)

Słowo o grafice i muzyce - jest dobrze. Mamy rok 1997 i jest to chyba szczyt możliwości szaraczka. Postacie są wyraźne i szczegółowe a przez cały czas przygrywa nam miła dla ucha muzyczka. Grając na Game Boyu COLOR można zauważyć pewne błędy w grafice takie jak rozpixelowane czy ucięte postaci ale gra w końcu była pisana na Classica więc nie można się tego czepiać. Zresztą warto wspomnieć, że zremasterowane wydanie tej części wyszło na COLORA w roku 2000 - niestety tylko w Japonii.

PLUSY : "+"
- mega przyjemna rozwałka
- jakby nie patrzeć to aż sześć grywalnych postaci
- grafika i dźwięk
- długość

MINUSY: "-"
- poziom trudności poukrywania niektórych bonusów to przesada
- nijakie zakończenie
- system kolizji czasem oszukuje
- drobne błędy w grafice (tylko na GB COLOR)


Moja ocena: 9/10
Jednym zdaniem: Ktoś kiedyś napisał, że gry z serii Donkey Kong są zabawniejsze niż beczka małp - ten ktoś miał rację ;)

GBM_Fan:
Giana Sisters DS (DS)



Gra dla której kupiłem DSi ukończona. Wszystkie poziomy zaliczone, wszystko odkryte i zdobyte. Jakieś 7-8h przyjemnej niefrustrującej rozgrywki pozostawiającej lekki niedosyt. Dla mniej wtajemniczonych (albo młodszych) Giana Sisters DS to najnowsze dzieło twórców The Great Giana Sisters na C64. Gry wydanej w 1987 i zaraz zbanowanej przez Nintendo z powodu zbyt dużego podobieństwa do Super Mario Bros. Tytuł świecił triumfy na pirackich składankach i odniósł spory sukces, niestety nie finansowy.

Nowa Giana w wielu miejsca nawiązuje do starszej wersji. Widać, ze twórcy po części chcieli trafić w gusta starszego pokolenia. Znane melodie, momentami podobne levele, stworki i sam gameplay powodują, ze czasami mamy wrażenia cofania się w czasie :) Jest to wielki plus tej gry. Taki mocny retro klimat. Oprawa audiowizualna stoi na bardzo wysokim poziomie. Pixel-artowa grafika, muzyka i ogólny urok płynący z gry sprawił, ze nie moglem się od niej oderwać. Niestety gra ma pewną wadę...

No właśnie. Jest zdecydowanie za łatwo. Niski poziom trudności i nieskomplikowana struktura leveli pozwala "przebiec" przez ponad połowę gry w 1-2h. W późniejszych etapach robi się ciut trudniej, ale nie jest to nic z czym przeciętny gracz by sobie nie poradził. Nawet ostatni "świat" można ukończyć stosunkowo szybko. Sprawę niby poprawia odblokowanie ukrytych leveli przez zbieranie czerwonych diamentów (poukrywanych). Niestety to tez nie jest jakimś szczególnym wyzwaniem, a nowe poziomy są banalne w przechodzeniu. Na dodatek plansze są krótkie i dużo w nich save pointow, co bardzo ułatwia rozgrywkę. Wisienką na torcie (to wyczytałem w recenzjach) miał być bonus w postaci wszystkich leveli z wersji na C64. Niestety bonus ten okazał się mocno okrojony (pewnie przez ograniczenia licencyjne Nintendo) i składał się tylko z wybrany etapów i na dodatek mocno zmodyfikowanych. Szkoda.

Podniesienie trudności przez wydłużenie poziomów, usuniecie save pointów, ograniczenie ilości "żyć" mocno wydłużyłoby żywotność gry i przyjemność z niej płynącą. W ostateczności mogli chociaż dodać jakiś tryb hard mode.

W sumie bawiłem się bardzo dobrze i grę pomimo ww. wady oceniam wysoko. Wykonanie i grywalność są na tip top dlatego daje mocne 8/10. Jeśli ktoś słabiej sobie radzi w tego typu grach to na pewno doda oczko wyżej. Czy polecam? No pewnie :)

Ocena: 8/10
Jednym zdaniem: Solidna platformówka w starym stylu, niestety zbyt łatwa dla zaawansowanych graczy.

Gregfield:
Lord of The Rings: The Fellowship of The Ring (GBA)

Pierwsza część przygód Drużyny Pierścienia ukończona. Nie powiem, bardzo przyjemna gra. Grę kupiłem głównie ze względu na to, że jestem fanem świata Tolkiena. Dodatkowo za zakupem stało to, że gra zrobiona jest na podstawie książki, a nie dość okrojonego filmu. Są delikatne różnice między papierem a grą, lecz nie przeszkadza to w rozgrywce. Przykładowo Bombadil stoi jak ciele i każe samemu szukać jakichś badyli, żeby uratować hobbitów zamkniętych w wierzbie, kiedy, z tego co pamiętam, w książce Tom sam fatyguje się by ratować małe ludki. Ale powiedzmy, że to takie detale mające na celu troszkę utrudnić rozgrywkę. Muzycznie gra nie zachwyca. Nie usłyszymy tu hitów ze ścieżki dźwiękowej filmu Petera Jacksona (nie dziwota). Niby nie ma jakichś podłych melodii, ale mogliby to delikatnie urozmaicić, bo chodzenie po Starym Lesie przy ciągle powtarzającym się, smętnym utworze doprowadza do szału. Zwłaszcza, że Stary Las jest jedną z trudniejszych części gry. Można nieźle pobłądzić i gwarantuję, że chwilę tam zabawicie. ;) To samo tyczy się Morii. W cholere komnat, drzwi otwieranych runami, masa trolli, goblinów i wargów (nie wiem skąd wargi znalazły się w Morii). Niestety antyczna kopalnia Krasnoludów jest dość mocno zabugowana. :( Na szczęście te największe bugi miałem szczęście ominąć. W necie widać opisy, że w Morii się gra wyłącza, freezuje, zapętla się itd. Sam jednak nic takiego nie doświadczyłem. Jedyny bug jaki zauważyłem, to przypadkowo zduplikowany przedmiot. Wyrzuciłem go, zapisałem grę, a po załadowaniu znajdował się zarówno na ziemi jak i w inventory. Niestety przedmiot był mi nie potrzebny, a potek nie miałem (choć może to i dobrze). ;)
Bardzo podoba mi się system walk z przeciwnikami. Jest to turowa rozgrywka rodem z gier typu Heroes of Might & Magic.
Gra zaczyna się w Hobbitonie, a kończy się przy wodogrzmotach Rauros, po wyjściu na Amon Hen. Boromir próbuje odebrać Frodzikowi pierścionek, Frodo zaś z niego (pierścienia) korzysta. Dostaje jakiejś fazy z okiem Saurona i gra się kończy. Żadnych Creditsów ani nic. Po prostu wracamy do menu. Jakoś tak "nie halo" wg mnie.
Ogólnie gra jest bardzo przyjemna, troszkę prowadzi nas za rączkę, ale tylko troszkę. :) Dla fanów LOTRa pozycja obowiązkowa. abieram się za przechodzenie Dwóch Wież. :)

Plusy:
+ogólnie przyjemna rozgrywka
+turowy system walki
+fabularnie dość dobrze odwzorowuje książkę

Minusy:
-mało urozmaicona muzyka
-zbugowana Moria (Balin by się wk***ił)
-dziwnie "ucięte" zakończenie, mogli chociaż pogratulować :)

Ocena: 8/10
Jednym zdaniem: Fajna, nie za trudna, rozluźniająca giera przygodowa na bazie znanej powieści.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej